Niedzielny spacer po Kampinosie - Relacja:)))
Miałam
przyjemność uczestniczyć w imprezie krajoznawczo- sportowo- rekreacyjnej, po
Kampinosie. Dowiedziałam się o niej przez przypadek, dwa dni wcześniej,
czyli takie typowe Last Minute, jak to napisano w wydarzeniu. A że ja uwielbiam
takie spontaniczne wypady, więc zdecydowałam się na udział.
Całą noc nie śpię, oglądam jakiś serial, czytam
książkę '' Zanim powiesz kocham'' , nawiasem mówiąc bardzo mądra i
bardzo fajna, i czekam na poranek.
Wreszcie mamy ósmą, a ja jak na złość właśnie teraz
bym sobie pospała. Jeszcze tylko trochę, jeszcze pięć minut, i następne pięć.
No dobra - wstaję. Nie ma innej opcji:)
Wypijam kawę, jeść śniadania mi się raczej nie
chce. To przez tą nocną wyżerkę (ehh!). Kiedy zmienię swoje nawyki? Może
w nowym roku? Tak, jasne, ha ha.
Przez moment zastanawiam się, jak się ubrać. W końcu
stwierdzam, że jeansy odpadają, stawiam na wygodę, chociaż obawiam się, że
tyłek mi zmarznie. Trudno.
No to jeszcze dłuższa bluza.
Czas na buty. W adidasach nie pójdę, pomimo, że nadal
chodzę w nich na co dzień. Na taką wyprawę są za cienkie, stopy w nich mi na
bank zmarzną. Wygrzebuję wiec jeszcze te dziurawe w środku buty ( z
czasów Mrówek Tramp 2009). Zakładam grube skarpety, powinnam nie odczuwać
''uwierania'' i wychodzę z domu.
Plan jest następujący:
Jadę do babci po termos. Na wydarzeniu wyraźnie
powiedziano, że na tą imprezkę, gorąca herbatka jest jak najbardziej wskazana.
Jestem w metrze, przejeżdżam przez stację Marymont, jest 9 06, ale myślę sobie:
to tylko trzy stacje dalej, wyrobię się, tym bardziej, że faktycznie spotkać
mamy się o 9 15, ale autobus odjeżdża 9 35.
Dojeżdżam do babci, próbuje otworzyć kluczem furtkę -
bezskutecznie! Zamarzła, rezygnuje z termosu i wracam do metra. Jest 9 20.
Wychodzę ze stacji, i idę nie w tym kierunku co
trzeba. To nie ten przystanek - jest 9 32, pytam kogoś, gdzie odjeżdża 110 ?
- Tam - mówi do mnie jakaś babeczka - przede mną jest
wielka jezdnia - nie dam rady się tam dostać. Czekam więc na 116, potem się
przesiądę - myślę.
I to jest słuszna decyzja. jadę jeden przystanek
i widzę przed sobą TEN autobus linii 110.
Myk - wyskakuje z jednego i Myk wskakuje do drugiego:)
I widzę znajomą twarz Tomka. Siadam - uff. Jedziemy.
Wysiadamy na przystanku Energetyczna ( zapamiętać, jakbym
kiedyś jeszcze chciała tu wrócić). Nigdy nie wiedziałam, gdzie się zaczyna ten
szlak.
I ruszamy w trasę. Plan 15 km. Teren płaski,
śnieżek przyprószył, ale nie ma jakiś tam zasp na trzy metry, takich jakie
przeżyłam kilka lat temu w Beskidzie Żywieckim. Idziemy na luzie. Przerwy
są co 30 min. Kolega częstuje mnie daktylą. Na początku idziemy cały czas
prosto, Idziemy trasą:
- Opaleń - szlak im. Stefana Żeromskiego - Na Miny -
Posada Sieraków - Pociecha - Truskaw
Po drodze spotkaliśmy brązowego konia, a potem dwa
koniki w zagrodzie. Trasa jest zaplanowana, ale nam trochę mało.
Decydujemy się, że ostatni odcinek przejdziemy wzdłuż
ścieżki dydaktycznej, jest dłuższa, ale wiadomo, obfituje w ciekawe
krajoznawcze tereny. Przechodzimy przez kilka długich mostków, nad wodą.
Szczerze mówiąc nawiedzają mnie okropne myśli, że deska pod moim ciężarem się
zapadnie, i wlecę do wody. Do wody nie wlatuję, ale prawie pod koniec, wywijam
takiego kozła. Miły nieznajomy pan, podaje mi pomocną dłoń, przyjmuję ją i wstaję...
Na szczęście nic mi się nie się nie dzieje. Nic nie czuję. Ale od razu
sprawdzam czy implant ślimakowy jest na miejscu. JEST!
- Trzeba być twardym a nie miękkim - mówię do
koleżanki i idziemy do miasta..
Plan był taki by iść do Dziupli na obiad, ale nagle
dostałam takich drgawek, że chciałam się znaleźć jak najszybciej w domu, jeść i
spać.
Wyjazd udany. Nie muszę nawet jechać w góry, by
przeżyć fajną przygodę, napatrzeć się na przyrodę i poczuć takie pozytywne
zmęczenie.
POLECAM
Nasza zgrana ekipa:))) |
.
Komentarze